Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.

zwyczaj tajemna zazdrość i irytacja, że się widzi kogoś drugiego posiadaczem przewag, jakie napróżno chcielibyśmy mieć sami. Ponieważ przeciwnie babka, zadowolona ze swego losu i nie zazdroszcząca nikomu światowych blasków, obserwowała wady pana de Charlus jedynie intelektualnie, mówiła o wuju Roberta z ową swobodną, uśmiechniętą, sympatyczną niemal życzliwością, jaką nagradzamy przedmiot naszej bezinteresownej obserwacji za przyjemność jaką nam sprawia. Tem bardziej, że tym razem przedmiot był osobistością, której pretensje, o ile nie uprawnione, to bodaj malownicze, dość żywo odcinały nowopoznanego od osób, jakie babka miała sposobność widywać. Ale jeżeli tak łatwo przebaczyła panu de Charlus jego arystokratyczne przesądy, to zwłaszcza przez wzgląd na jego inteligencję i wrażliwość, których żywość zgadywało się u niego, w przeciwieństwie do tylu salonowców, przedmiotu drwin Roberta. Ale wuj nie poświęcił, jak siostrzeniec, tych przesądów dla wyższych wartości. P. de Charlus raczej pogodził jedno z drugiem. Posiadając, jako potomek książąt de Nemours i de Lamballe, archiwa, meble, dywany, portrety, sporządzone dla jego przodków przez Rafaela, Velasqueza, Bouchera, mogąc słusznie powiedzieć iż zwiedza muzeum i nieporównaną bibliotekę gdy przeglądał jedynie swoje pamiątki rodzinne, dawał przeciwnie arystokratycznemu dziedzictwu rangę, z której siostrzeniec jego je strącił. Mniej wie-

236