Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.

mimo nalegań Roberta, który, ku memu wielkiemu zawstydzeniu, zrobił wobec pana de Charlus aluzję do smutku, jaki mnie ogarnia często wieczorem przed zaśnięciem, co się jego wujowi musiało wydać bardzo niemęskie. Ociągałem się jeszcze trochę, poczem wyszedłem. Bardzom się zdziwił, kiedy, w chwilę później, usłyszałem pukanie do drzwi a na zapytanie kto puka, usłyszałem głos pana de Charlus oznajmiający sucho:
— Tu Charlus. Czy mogę wejść? Proszę — rzekł zamknąwszy drzwi — siostrzeniec mówił przed chwilą, że pan się czuje nieswojo przed zaśnięciem; mówił również, że pan podziwia książki pana Bergotte. Ponieważ mam z sobą jego książkę, której pan pewno nie zna, przynoszę ją, aby panu pomogła przebyć trudne chwile.
Podziękowałem ze wzruszeniem i rzekłem, iż przeciwnie bałem się, aby to, co Saint-Loup opowiedział mu o mojem złem samopoczuciu z nadejściem nocy, nie uczyniło mnie w oczach barona jeszcze głupszym niż jestem.
— Ależ nie, odparł łagodniej. Nie ma pan może osobistych przymiotów, tak mało kto je posiada! Ale, na jakiś czas przynajmniej, ma pan młodość, a to jest zawsze urok. Zresztą, drogi panie, największa głupota, to uważać za śmieszne lub naganne coś, czego się nie odczuwa samemu. Lubię noc, a pan mi powiada, że się pan jej boi; lubię zapach róż, a mam przyjaciela, którego on przyprawia o gorączkę. Czy

250