Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

osób które znałem — postępował za mną nadzwyczaj fałszywie, przeświadczony wzajem o moim fałszu. Zbudzony nagle cierpieniem, jakie mi sprawił ten sen, i widząc że trwa, myślałem dalej o nim; starałem się przypomnieć sobie co to był za przyjaciel, któregom widział we śnie i którego hiszpańskie imię już się we mnie zamgliło. Kojarząc rolę Józefa i Faraona, zacząłem tłumaczyć sobie swój sen. Wiedziałem, że w wielu snach nie trzeba brać w rachubę wyglądu osób, które mogą być przebrane i mogły pozamieniać twarze, jak w katedrach owi uszkodzeni święci, których ciemni archeologowie odrestaurowali, kładąc na ciało jednego głowę drugiego oraz mieszając ich właściwości i imiona. Imiona osób we śnie mogą nas zmylić. Osobę którą kochamy trzeba poznawać jedynie po sile doznanego bólu. Mój ból pouczył mnie, że (mimo iż zmieniona we śnie w młodego człowieka) osobą, której świeży fałsz sprawiał mi jeszcze ból, była Gilberta. Przypomniałem sobie, że ostatnim razem kiedym ją widział, wówczas gdy pani Swann nie dała jej iść na tańce, Gilberta — szczerze czy udając, przyczem śmiała się dziwnie — nie chciała uwierzyć w moje dobre uczucia dla niej. Przez asocjację, wspomnienie to zbudziło w mojej pamięci inne. Na długo przedtem, Swann nie chciał wierzyć ani w moją szczerość, ani w to żebym był odpowiednim przyjacielem dla Gilberty. Daremniem pisał do niego, Gilberta odniosła mi mój list i oddała mi go z tym samym zagadkowym śmiechem.

45