Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

sytuacjach, w tym udanym chłodzie jakieś czary, które utrzymują nas w nich. Tak długo pisałem. „Od czasu jak nasze serca przestały się rozumieć”, poto aby Gilberta odpisała: „Ależ nie przestały, porozumiejmy się”, żem uwierzył iż przestały się rozumieć w istocie. Powtarzając ciągle: „Życie nasze mogło się zmienić, ale nie zatrze uczuć jakie nas łączyły”, z żądzą usłyszenia wreszcie: „Ależ nic się nie zmieniło, węzeł jest mocniejszy niż kiedykolwiek”, żyłem w myśli iż życie zmieniło się w istocie, iż zachowamy pamięć uczucia nie istniejącego już, jak pewni neurastenicy z udanej choroby zostają wreszcie na całe życie chorzy. Teraz za każdym razem kiedym miał pisać do Gilberty, powoływałem się na ową urojoną zmianę, której fakt, biernie uznany milczeniem Gilberty w jej odpowiedziach, trwał jakoby między nami.
Następnie Gilberta przestała się ograniczać do przemilczania. I ona przejęła mój punkt widzenia; i jak w oficjalnych toastach, gdzie naczelnik państwa będący gościem odpowiada mniejwięcej w tych samych słowach, jakich użył naczelnik państwa które go gości, za każdym razem kiedym pisał do Gilberty: „Życie mogło nas rozdzielić, ale pamięć czasu gdyśmy się znali, przetrwa”, ona odpowiadała niezmiennie: „Życie mogło nas rozdzielić, ale nie zdoła zatrzeć w pamięci dobrych chwil, które będą nam zawsze drogie”. I bylibyśmy w wielkim kłopo-

50