Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

cie, gdyby nam przyszło powiedzieć, czemu „życie” nas rozdzieliło, co za zmiana zaszła?
Nie cierpiałem już zbytnio. Jednakże pewnego dnia, przesyłając Gilbercie wiadomość o śmierci naszej starej straganiarki na Polach Elizejskich, napisawszy te słowa: „Pomyślałem, że ci ta śmierć sprawiła przykrość; we mnie poruszyła ona wiele wspomnień”, nie mogłem się wstrzymać od płaczu, spostrzegając iż o tej miłości, o której mimo woli nie przestałem nigdy myśleć jak o czemś żywem, bodaj o czemś mogącem zmartwychwstać, mówię w czasie przeszłym, i tak jakby chodziło o zapomnianego już prawie nieboszczyka. Nie można sobie wyobrazić nic tkliwszego niż ta korespondencja między przyjaciółmi, którzy nie chcieli się już widywać. Listy Gilberty miały całą delikatność owych listów, jakiem pisywał do osób obojętnych i darzyły mnie temi samemi pozornemi oznakami przywiązania, tak słodkiemi dla mnie gdy pochodziły od niej.
Stopniowo zresztą, każda odmowa widzenia się z Gilbertą sprawiała mi mniej przykrości. I, w miarę jak mi się ona stawała mniej drogą, moje bolesne wspomnienia nie miały już dosyć siły, aby zniszczyć ciągłe nawroty przyjemności, z jaką myślałem o Florencji, o Wenecji. Żałowałem w owych chwilach, żem się wyrzekł dyplomacji i żem się przykuł do miejsca poto aby się nie oddalać od dziewczyny, której już nie ujrzę i o której już prawie zapomniałem. Budujemy swoje życie dla jakiejś osoby,

51