Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

wśród zgorszonego nieco podziwu świty nie ważącej się krytykować, opuszczają lożę w czasie galowego przedstawienia i zachodzą do foyer, mieszając się na chwilę z publicznością. Tak więc tłum czuł dzielące go od pani Swann owe barjery bogactwa, robiące wrażenie najbardziej nieprzebytych. Arystokracja ma też swoje, ale mniej przemawiające do oczu i wyobraźni „golców”. W obliczu wielkiej damy, prostszej, łatwiejszej do pomięszania z mieszczką, mniej oddalonej od ludu, „golcy” nie doznają owego uczucia własnej niższości, prawie upodlenia, jakie mają wobec jakiejś pani Swann. Bezwątpienia, tego rodzaju kobiety nie mają, jak ów tłum, poczucia świetności która je otacza, nie zwracają już na nią uwagi; ale to dlatego że się do niej przyzwyczaiły, czyli że im się ta świetność wydaje w końcu naturalna, konieczna, że sądzą innych ludzi wedle ich stopnia wtajemniczenia w te misterja zbytku. Dostojeństwo, jakie promieniują same, jakie odkrywają w innych, jest czysto materjalne, łatwe do stwierdzenia, długie do nabycia, trudne do zastąpienia. Jeśli te kobiety postawią przechodnia w rzędzie najniższym, to w taki sam sposób, w jaki one same objawiły mu się na szczeblu najwyższym, to znaczy natychmiast, od pierwszego spojrzenia, bez apelacji. Ta specjalna klasa społeczna, posiadająca wówczas kobiety jak lady Israels, wmięszaną w sfery arystokracji, i panią Swann, mającą się kiedyś do nich zbliżyć, była czemś pośredniem, niższem

59