Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

piękna książka jest osobliwa, nieprzewidziana, i nie jest jakąś sumą poprzednich arcydzieł, ale czemś, do czego odkrycia nie wystarcza sobie przyswoić doskonale tę sumę, bo owo coś znajduje się właśnie poza nią. Z chwilą gdy poznał nowe dzieło, literat ów, przed chwilą znudzony, interesuje się światem jaki ono maluje. Tak samo owa piękna dziewczyna — obca typom piękności, jakie rysowała moja myśl gdy byłem sam — obudziła we mnie natychmiast smak pewnego szczęścia (jedyna i zawsze osobliwa forma, pod którą możemy poznać smak szczęścia), szczęścia któreby można ziścić, żyjąc obok niej.
Ale i tu działała w znacznej mierze chwilowa pauza w Przyzwyczajeniu. Wzbogaciłem ową mleczarkę tem, że wobec niej znajdowała się moja pełna istota, zdolna kosztować żywych radości. Zazwyczaj żyjemy naszą istotą zredukowaną do minimum; większość naszych zdolności drzemie, bo wspierają się na przyzwyczajeniu, które wie co trzeba robić i nie potrzebuje ich. Ale w tym poranku zdybanym w podróży, przerwa w rutynie życia, zmiana miejsca i godziny, uczyniły ich obecność nieodzowną. Moje przyzwyczajenie, domatorskie i nie nawykłe do oglądania poranków, nie dopisało, i wszystkie moje władze zbiegły się aby je zastąpić, rywalizując między sobą w gorliwości wznosząc się, niby fale, do wspólnego niezwyczajnego poziomu — wszystkie, od najniższej aż do najszla-

84