Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

doznane przez nas przyjemne wrażenie. Że zaś, z drugiej strony, chcemy dalej myśleć o tem wrażeniu, duch nasz woli je sobie roić w przyszłości, zręcznie przygotowywać okoliczności zdolne je wskrzesić, co nam nie objaśnia w niczem jego istoty, ale oszczędza trudu odtwarzania go w nas samych i pozwala mieć nadzieje doznania go na nowo z zewnątrz.
Niektóre nazwy miast, Vezelay lub Chartres, Bourges lub Beauvais, oznaczają poprostu w skrócie miejscowy kościół. To cząstkowe znaczenie, w jakiem bierzemy je tak często, rzeźbi w końcu — o ile chodzi o miejsce jeszcze nam nie znane — całą nazwę, która, z chwilą gdy zapragniemy w nią wprowadzić ideę miasta — nigdy nie widzianego — nałoży mu — niby odlew — te same cyzelacje, ten sam styl, uczyni zeń rodzaj wielkiej katedry. Ale nazwę Balbec, nazwę w stylu niemal perskim, wyczytałem na dworcu kolejowym, nad bufetem, białemi literami na niebieskiej tablicy. Przebiegłem szybko dworzec i bulwar wiodący od dworca; spytałem o wybrzeże, żeby widzieć tylko kościół i morze; nie bardzo rozumiano, o co mi chodzi. Balbec-le-vieux, Balbec-en-terre, w którem się znalazłem, nie było ani plażą ani portem. Niewątpliwie, wedle legendy, w morzu znaleźli rybacy cudownego Chrystusa, które-to odkrycie opiewał witraż w kościele będącym o kilka metrów odemnie; kamień służący do zbudowania nawy i wieży dobyto z raf smaganych falą. Ale to morze, które z tej racji wyobraziłem sobie konają-

87