Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

kiedy patrzący krąży dokoła nich. Powiadałem sobie: to tutaj, to jest kościół Balbec. Ten plac, robiący wrażenie jakby znał swoją chwałę, to jest jedyne w świecie miejsce, które posiada kościół Balbec. Dotąd widziałem tylko fotografje tego kościoła, tylko odlewy tych sławnych apostołów, tej Matki Boskiej z kruchty. Teraz, to jest sam kościół, to sam posąg, to są one; one, jedyne, to coś o wiele więcej.
To było zarazem może mniej. Jak młody człowiek, w dniu egzaminu lub pojedynku, uważa pytanie profesora, wystrzeloną kulę, za drobiazg w porównaniu z zasobami wiedzy i odwagi które posiada i których byłby chciał złożyć dowód, tak samo mój umysł, który wzniósł Matkę Boską z kruchty poza widzianemi odlewami, niedostępną skazom jakim mogły ulec tamte, nietkniętą gdyby tamte ktoś zniszczył, idealną, mającą wartość uniwersalną, dziwił się, widząc posąg który rzeźbił tysiąc razy, sprowadzony teraz do jego własnej kamiennej postaci, zajmujący w stosunku do zasięgu mego ramienia miejsce gdzie miał za rywalów afisz wyborczy i koniec mojej laski; przykuty do Rynku, nieodłączny od wylotu ulicy, nie zdolny uciec przed spojrzeniami kawiarni i biura omnibusów, biorący na twarz połowe blasku zachodzącego słońca — a niebawem, za kilka godzin, połowę światła latarni — gdy biuro Kasy pożyczkowej otrzymywało drugą jego połowę; nawiedzony równocześnie z tą Filją zakładu kredytowego odorami kuchni cukiernika, pod-

89