której artysta uległ wpływowi Japonji, obu cudownie reprezentowanych — jak powiadano — w zbiorach pani de Guermantes. Oczywiście to co znajdowało się w jego pracowni, to były prawie wyłącznie pejzaże morskie, malowane tu, w Balbec. Ale mogłem poznać, że urok każdego z nich polegał na przetworzeniu rzeczywistości, podobnem temu co w poezji nazywa się metaforą, i że, o ile Bóg Ojciec stworzył rzeczy nazywając je, Elstir stwarzał je na nowo, odejmując im nazwę lub dając inną. Nazwy oznaczające rzeczy odpowiadają zawsze jakiemuś pojęciu intelektualnemu, które jest obce naszym prawdziwym wrażeniom i każe nam eliminować z nich wszystko, co się nie łączy z owem pojęciem.
Czasami w mojem oknie, w hotelu w Balbec, rano, kiedy Franciszka rozsuwała opony skrywające światło, wieczorem gdym czekał chwili wyjazdu z Robertem, zdarzało mi się, dzięki grze światła, wziąć ciemniejszą partję morza za odległy brzeg, lub z radością patrzeć na błękitną i płynną strefę, nie wiedząc czy jest morzem czy niebem. Rychło intelekt mój przywracał między elementami granicę, zmienioną mojem wrażeniem. W ten sposób, zdarzało mi się w Paryżu, w swoim pokoju, słyszeć kłótnie, prawie rozruchy, aż zdołałem sprowadzić ów hałas do jego przyczyny — naprzykład do powozu, którego turkot się zbliżał. Wykluczałem wówczas ostre i kłótliwe dźwięki, które moje ucho naprawdę słyszało, ale o których moja inteligencja wiedziała, że koła ich nie
Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/109
Ta strona została skorygowana.
105