Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/111

Ta strona została skorygowana.

ni znajdującej się między niemi wody. W ten sposób, ta flotylla rybacka mniej w naszych oczach należała do morza, niż naprzykład kościoły w Criquebec, które, w oddali, otoczone ze wszystkich stron wodą bo widziane bez miasta, w rozpyleniu słońca i fal, zdawały się wychodzić z wód, wydmuchane z alabastru lub piany i, ujęte pasem pstrej tęczy, tworzyły nierealny i mistyczny obraz. Na pierwszym planie plaży, malarz umiał przyzwyczaić nasze oczy do tego, aby nie rózróżniały stałej granicy, bezwzględnego przedziału między ziemią a oceanem. Ludzie spychający statki na morze biegli zarówno w wodzie jak po mokrym piasku, odbijającym już kadłuby statków tak jakby był wodą. Samo morze nie wznosiło się regularnie, ale naginało się do kaprysów wybrzeża, które perspektywa wycinała jeszcze bogaciej, tak iż okręt na pełnem morzu, wpół ukryty przez niedokończoną budowę arsenału, zdawał się żeglować wśród miasta; kobiety łowiące krewetki w skałach robiły wrażenie — ponieważ były otoczone wodą i przez spadek, jaki, od okrężnej barjery skał, obniżał plażę (z dwóch stron najbliższych ziemi) do poziomu morza — że się znajdują w grocie morskiej sklepionej łodziami i falami, otwartej i chronionej pośród wód rozstępujących się cudem.
Jeżeli cały obraz dawał wrażenie owych portów gdzie morze wchodzi w ziemię, gdzie ziemia jest już morska a ludność ziemnowodna, siła morskiego ży-

107