Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/124

Ta strona została skorygowana.

że byli jacyś Simonnet, którym się powinęła noga w interesach, lub gorzej jeszcze. Faktem jest, że Simonetowie czuli się zawsze wzburzeni niby oszczerstwem, kiedy się zdwajało ich n. Robili wrażenie, że w to, iż są jedynymi Simonet przez jedno n zamiast dwóch, wkładają tyle dumy, ile jacyś Monmorency w swoje najstarsze baroństwo Francji.
Spytałem Elstira, czy te panienki mieszkają w Balbec; odpowiedział że niektóre tak. Willa jednej znajdowała się właśnie na samym końcu plaży, tam gdzie się zaczynają skały Canapville. Ponieważ ta panienka była serdeczną przyjaciółką Albertyny Simonet, tem bardziej mogłem przypuszczać, że to pannę Simonet spotkałem wówczas idąc z babką, Zapewne, jest tyle tych uliczek prostopadłych do plaży, że nie mógłbym ściślej określić, która to była. Chciałoby się mieć dokładne wspomnienie, ale w samym momencie wizja była mętna. Bądź co bądź, to był konkretny pewnik, że Albertyna i owa panienka wchodząca do domu przyjaciółki były jedną i tą samą osobą. A jednak, o ile niezliczone obrazy, jakich mi dostarczyła w przyszłości ciemnowłosa amatorka golfa, mimo iż tak różne od siebie, układają się na sobie (bo wiem, że wszystkie należą do niej) i o ile, idąc za nitką wspomnień, mogę, pod osłoną tej tożsamości i niby drogą wewnętrznej komunikacji, przejść wszystkie te obrazy, nie opuszczając tej samej osoby, — przeciwnie, jeżeli chcę dojść aż do młodej dziewczyny, którą minąłem idąc

120