Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

cie szyi, stworzymy arcydzieło. Jest to wiek, w którym lubimy pieścić spojrzeniem Piękno poza nami, blisko nas, w dywanie, w pięknym szkicu Tycjana znalezionym u antykwarza, w kochance równie pięknej jak szkic Tycjana.
Kiedym to zrozumiał, widok pani Elstir zaczął mi sprawiać przyjemność; ciało jej straciło nieco ociężałości, bom je napełnił ideą, ideą że to jest istota niematerjalna, portret Elstira. Była portretem dla mnie, i dla niego z pewnością także. Dane życiowe nie istnieją dla artysty, są dlań jedynie sposobnością ujawnienia swego genjuszu. Widząc obok siebie dziesięć portretów rozmaitych osób malowanych przez Elstira, czuje się że to są przedewszystkiem Elstiry. Ale, po tym przypływie geniuszu zalewającym życie, kiedy mózg się zmęczy, niebawem równowaga mąci się i — niby rzeka, wracająca do łożyska po ustąpieniu wielkiego przypływu — życie odzyskuje przewagę. Otóż, w czasie pierwszego okresu, artysta wykrywa stopniowo prawo, formułę swego nieświadomego daru. Wie, jakie sytuacje (o ile jest powieściopisarzem), jakie widoki (o ile jest malarzem) dostarczają mu materjału, obojętnego w sobie, lecz potrzebnego do dociekań, niby laboratorjum lub pracownia. Wie, że stworzył arcydzieła z efektów złagodzonego światła, z wyrzutów sumienia zmieniających ideę winy, z kobiet siedzących pod drzewami lub nawpół zanurzonych w wodzie niby posągi. Przyjdzie dzień, gdy, wskutek zużycia mózgu, nie

129