ba. Oczy jej, nawet nieruchome, dawały wrażenie ruchliwości, jak bywa w dnie wielkiego wiatru, gdy powietrze, mimo iż niewidzialne, pozwala odczuć szybkość, z jaką pędzi na tle lazuru.
Przez chwilę spojrzenia jej skrzyżowały się z mojemi, jak owe wędrowne nieba w dni burzy, gdy zbliżają się do mniej szybkiej chmury, ocierają się o nią, dotykają jej, mijają. Ale nie znają się, i odchodzą daleko jedno od drugiego. Tak nasze spojrzenia znalazły się przez chwilę nawprost siebie, przyczem żadne z nas nie miało świadomości, ile obietnic i gróźb na przyszłość zawierał znajdujący się przed niem kontynent niebieski. Jedynie w chwili gdy jej spojrzenie przeszło dokładnie pod mojem, wówczas, nie zwalniając biegu, zamgliło się lekko. Tak w jasną noc, unoszony wiatrem księżyc kryje się za chmurą i gasi na chwilę swój blask, poczem wyłania się bardzo szybko. Ale już Elstir rozstał się z dziewczętami, nie przywoławszy mnie. Skręciły w boczną uliczkę, on wrócił do mnie. Wszystko przepadło.
Wspomniałem, że Albertyna wydała mi się tego dnia inna niż poprzednio i że za każdym razem miała mi się wydać inna. Ale uczułem w tej chwili, że pewne zmiany w wyglądzie, ważności, wymiarach danej istoty mogą zależeć również od zmienności pewnych stanów, wciskających się między tę istotę a nas. Jednym z elementów grających w tej mierze najważniejszą rolę jest wiara (tego wie-
Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/141
Ta strona została skorygowana.
137