Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/146

Ta strona została skorygowana.

spełnia się tak jakeśmy się spodziewali; w braku korzyści, które zdawały się nam pewne, nastręczają się inne, na któreśmy nie liczyli, wszystko się tedy wyrównuje; a tak bardzo obawialiśmy się najgorszego, że w sumie jesteśmy skłonni uważać, iż, biorąc ryczałtem, los był nam raczej pomyślny.
„Tak pragnąłem poznać te dziewczęta, rzekłem podchodząc do malarza. — Więc pocóż pan sterczy o milę?” Te słowa wyrzekł Elstir, nie dlatego że wyrażały jego myśl, bo gdyby w istocie chciał mnie uszczęśliwić, łatwo mógł mnie zawołać; ale może dlatego, że słyszał tego rodzaju powiedzenia, właściwe pospolitym ludziom przyłapanym na błędzie. Nawet wielcy ludzie są w pewnych rzeczach podobni ludziom pospolitym, czerpią zdawkowe wymówki w tym samym repertuarze, jak chleb powszedni biorą u tego samego piekarza. A może takie słowa, które powinny być poniekąd czytane na wywrót, skoro ich litera oznacza rzecz przeciwną prawdzie, są nieodzownym skutkiem, negatywną grafiką odruchu? „Śpieszyły się”. Pomyślałem, że zwłaszcza nie pozwoliły mu przywołać kogoś, kto im się wydał mało sympatyczny; inaczej Elstir byłby to z pewnością uczynił, po tylu moich dopytywaniach się o te dziewczęta i po mojem tak widocznem zainteresowaniu.
— Mówiliśmy o Carquethuit, rzekł Elstir zanim go pożegnałem u bramy. Zrobiłem mały szkic, gdzie lepiej widzi się podkowę plaży. Obraz jest niezły,

142