Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/147

Ta strona została skorygowana.

ale to co innego. Jeżeli pan pozwoli, na pamiątkę naszej przyjaźni, ofiaruję panu mój szkic — dodał. (Odmawiając tego czego pragniemy, ludzie darowują nam chętnie co innego!)
— Bardzo bym pragnął, o ile pan ją posiada, mieć fotografję portreciku Miss Sacripant. Ale co to za imię?
— To imię osobistości, którą grał oryginał portretu w idjotycznej operetce.
— Ale, proszę pana, ja zupełnie nie znam tej osoby; pan ma taką minę, jakby pan sądził inaczej.
Elstir zamilkł.
— To przecie nie jest pani Swann przed swojem małżeństwem? — rzekłem w owem nagłem i przypadkowem przeczuciu, naogół dość rzadkiem, ale wystarczającem później, aby dać niejakie uzasadnienie teorji przeczuć, jeśli się zapomni wszystkich omyłek, któreby ją mogły osłabić.
Elstir nie odpowiedział. Ale to był portret Odety de Crécy. Nie chciała go mieć u siebie dla wielu przyczyn, po części aż nazbyt oczywistych. Były i inne. Portret był wcześniejszy od epoki, gdy Odeta, zorganizowawszy swoje rysy, uczyniła z własnej twarzy i figury ową kreację, której zasadnicze linje mieli uszanować, w ciągu wielu lat, jej fryzjerzy, krawcy, ona sama — w sposobie wzięcia, mówienia, uśmiechu, trzymania rąk, spojrzenia, myślenia. Trzeba było deprawacji nasyconego kochanka, aby

143