Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

morzem w polo na głowie. A jednak była to Albertyna. Ale nawet kiedym już wiedział o tem, nie zajmowałem się nią. Wchodząc na wszelką zabawę, młody człowiek umiera dla samego siebie, staje się innym człowiekiem, każdy bowiem salon jest nowym światem, gdzie, podlegając prawom innej perspektywy duchowej, skupiamy swoją uwagę — tak jakby to wszystko miało być ważne na wieki — na osobach, na tańcach, na partjach kart, o których zapomnimy nazajutrz. Aby dotrzeć do rozmowy z Albertyną, trzeba mi było iść bynajmniej nie przezemnie wytyczoną drogą, zatrzymującą się najpierw przy Elstirze, wiodącą przez inne grupy gości którym mnie przedstawiano, potem koło bufetu, gdzie mnie częstowano i gdziem jadł ciastka z truskawkami; potem przystanąłem aby posłuchać jakiejś muzyki i przyznawałem wszystkim tym epizodom tę samą ważność co aktowi mojej prezentacji pannie Simonet. Była już tylko epizodem jednym z wielu; całkowicie zapomniałem, że kilka minut wprzódy była jedynym celem mego przybycia.
Czyż nie jest tak zresztą w życiu, z naszem prawdziwem szczęściem, z wielkiemi nieszczęściami? Będąc w towarzystwie, otrzymujemy od przedmiotu naszej miłości przychylną lub zabójczą odpowiedź, której oczekiwaliśmy od roku. Ale trzeba dalej rozmawiać, myśli gromadzą się, tworząc powierzchnię, z pod której ledwie od czasu do cza-

159