Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/181

Ta strona została skorygowana.

patałach, nie może nas znosić, że za wiele robimy hałasu w kasynie, że niszczymy mu krzesła, że chcemy tańczyć bez dywanu, toteż nigdy nie dał nam nagrody, mimo że my jedne tam umiemy tańczyć. Dentysta, to dobre człeczysko; byłabym mu się ukłoniła, żeby wściec nauczyciela tańca, ale nie mogłam, bo był z nimi pan de Sainte-Croix, generalny radca, człowiek z bardzo dobrej rodziny, który przeszedł do republikanów za pieniądze, nikt przyzwoity mu się nie kłania. Zna mojego wuja, niby „z powodu rząd”, ale reszta mojej rodziny wypięła się na niego. Ten chudy w nieprzemakalnym płaszczu, to kapelmistrz. Jakto, nie zna go pan! Bosko gra. Nie był pan posłuchać Cavaleria rusticana? Och, mnie się to wydaje szczyt. Daje koncert dziś wieczór, ale nie możemy iść, bo to się odbywa w merostwie. W kasynie, to obleci, ale w sali merostwa, skąd usunięto krzyż, matkę Anny trafiłby szlak gdybyśmy tam poszły. Powie mi pan, że mąż mojej ciotki jest w rządzie. Cóż pan chce! Ciotka, to ciotka. I nie za to ją kocham! Miała zawsze tylko jedno pragnienie, pozbyć się mnie. Osoba, która naprawdę zastąpiła mi matkę i która ma podwójną zasługę, bo nie jest mi niczem, to pewna przyjaciółka, którą kocham zresztą jak matkę. Pokażę panu jej fotos.“
Na chwilę podszedł do nas szampion golfa i bakarata, Oktaw. Sądziłem, żem odkrył jakiś punkt styczności między nami, bo dowiedziałem się w rozmowie, że on jest trochę krewny Verdurinów i że

177