Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/186

Ta strona została skorygowana.

pierwszego dnia; chciałem ją zobaczyć zaraz nazajutrz, ale nie mogła.
— Tak, wiem, mówiła mi, rzekł Elstir, dosyć tego żałowała, ale obiecała się na piknik o parę mil stąd, miała tam jechać breakiem i nie mogła zrobić zawodu.
Mimo że to kłamstwo było, wobec naszej nikłej znajomości, bardzo niewinne, nie powinienem był utrzymywać dalszych stosunków z osobą do niego zdolną. Bo co ktoś raz zrobił, będzie to powtarzał w nieskończoność. I jeżeli się wybierzemy co roku aby się spotkać z przyjacielem, który za pierwszym razem nie mógł przyjść na schadzkę lub był zakatarzony, trafimy na jego nowy katar, zrobi nam zawód przy nowem spotkaniu, na które znów nie przyjdzie, dla tej samej i ciągłej przyczyny, w której miejsce znajdzie rozmaite powody dostrojone do okoliczności.
Wkrótce po owym dniu kiedy Anna powiedziała mi że musi zostać z matką, spacerowałem trochę z Albertyną; spostrzegłem ją podrzucającą na sznurku dziwaczny przedmiot, który czynił ją podobną do Bałwochwalstwa Giotta: nazywa się „diabolo“, i tak dalece uległ zapomnieniu, że przed portretem młodej dziewczyny trzymającej ten instrument przyszli komentatorowie będą mogli rozprawiać jak przed jakąś alegoryczną figurą z Santa Maria dell’Arena, zastanawiając się, co ona ma w ręce. Po chwili, przyjaciółka ich, o wyglądzie ubogim i twardym,

182