Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/216

Ta strona została skorygowana.

ona nie jest dla nas kolejno rozmaitą kobietą. Wesołość jej powstaje czemś na zewnątrz jej niezmiennej twarzy. Natomiast młodość wcześniejsza jest od całkowitego stężenia; stąd pochodzi, że w towarzystwie młodych dziewcząt odczuwamy ową świeżość, czerpaną w widoku kształtów wciąż zmiennych, igrających w nieustannych przeciwieństwach, każących myśleć o owem ustawicznem odradzaniu się praprzyrody, jakie oglądamy w obliczu morza.
I nietylko jakieś przyjęcie lub spacer z panią de Villeparisis byłbym poświęcił dla „pytki“ albo „szarad” z mojemi przyjaciółkami. Kilka razy Saint Loup kazał mi oznajmić, że, skoro ja nie przyjeżdżam do Doncières, on poprosi o dwudziestoczterogodzinny urlop, aby spędzić ten czas w Balbec. Za każdym razem wstrzymywałem go od tego, tłumacząc się, że właśnie tego dnia muszę dopełnić z babką jakichś rodzinnych obowiązków w sąsiedztwie. Bezwątpienia musiał źle o mnie sądzić, dowiadując się przez panią de Villeparisis, na czem polegają te obowiązki rodzinne i kto w tym wypadku pełni rolę mojej babki. A jednak, nie robiłem może źle, poświęcając nietylko uciechy światowe lecz i rozkosze przyjaźni dla przyjemności spędzania całego dnia w tym ogrodzie. Istoty, zdolne żyć dla siebie samych — prawda że to są artyści, a ja byłem od dawna przekonany, że nie będę artystą nigdy — mają zarazem obowiązek to czynić; otóż, przyjaźń jest dla nich zwolnieniem z tego obowiązku, wyrzecze-

212