da istota jest zniweczona, kiedy przestajemy ją widzieć; następne jej zjawienie się jest nowem tworzeniem, różnem od tego które je bezpośrednio poprzedziło, o ile nie od wszystkich. Bo minimum rozmaitości, mogącej istnieć w tych aktach tworzenia, to liczba dwóch. Jeżeli pamiętamy energiczny wzrok, zuchowatą minę, nieuchronnie za następnem widzeniem zadziwi nas, to znaczy prawie wyłącznie uderzy, profil niemal omdlewający, wyraz marzącej słodyczy, — rzeczy zaniedbane przez nas w poprzedniem wspomnieniu. W konfrontacji naszego wspomnienia z nową rzeczywistością, to właśnie spowoduje nasz zawód lub zdziwienie; uderzy nas jak retusz rzeczywistości, ostrzegając, żeśmy sobie źle przypominali. Charakter twarzy, ostatnim razem przeoczony i z tego powodu najbardziej tym razem uderzający, najrealniejszy, najbardziej korygujący, stanie się z kolei treścią marzenia, wspomnień. Pragniemy ujrzeć jeszcze tęskny i płynny profil, słodki marzący wyraz. I wówczas, następnym razem, znowuż samowola bystrych oczu, ostrego noska, zaciśniętych warg skoryguje rozdźwięk między naszem pragnieniem a rzekomym ich przedmiotem. Oczywiście, ta wierność pierwszym i czysto fizycznym wrażeniom, odnajdywanym raz po raz u dziewcząt, nie tyczyła jedynie ich rysów. Wspominałem, że byłem równie wrażliwy na ich głos, bardziej może wzruszający (bo nietylko wywiera to samo
Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/233
Ta strona została skorygowana.
229