Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/241

Ta strona została skorygowana.

słyszał, aby się Albertyna dowiedziała o tem. A przecież Anna miała o wiele więcej od Albertyny inteligencji serca, subtelnej uprzejmości. Celowała w tem, aby znaleźć spojrzenie, słowo, postępek, mogące najdelikatniej zrobić przyjemność; ukryć myśl zdolną sprawić przykrość; poświęcić (nie okazując, że to jest poświęcenie) godzinę zabawy, nawet jakiś podwieczorek, garden-party, poto aby zostać z przyjacielem lub przyjaciółką w smutku, i okazać tem samem, że przekłada ich towarzystwo nad płoche przyjemności. Ale kiedy się znało Annę trochę lepiej, możnaby rzec, że z nią jest tak jak z owymi bohaterskimi tchórzami, którzy nie chcą się bać i u których odwaga jest szczególną zasługą; możnaby rzec, że na dnie jej natury nie było wcale owej dobroci, jaką objawiała co chwila przez dystynkcję moralną, przez wrażliwość serca, przez szlachetną wolę okazania się dobrą przyjaciółką. Słuchając przemiłych rzeczy, jakie mi mówiła Anna o możliwym związku serc między Albertyną a mną, sądziłoby się, że ona będzie pracowała wszelkiemi silami aby ziścić ten związek. Otóż, może przypadkiem, ale nigdy nie uczyniła najmniejszego drobiazgu — z tego co mogła uczynić — aby mnie połączyć z Albertyną; i nie przysiągłbym, czy mój wysiłek dla zdobycia serca Albertyny — jeżeli nie spowodował ze strony jej przyjaciółki tajemnych kontr-machinacyj, — nie obudził bodaj w Annie gniewu, dobrze ukrywanego zresztą i może przez

237