Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/252

Ta strona została skorygowana.

motnych przyjemności. Te które daje diabolo, niewątpliwie należą do nich. Jednakże, zbliżywszy się do nas, Albertyna ćwiczyła się dalej, wciąż rozmawiając z nami, jak dama, do której zaszły przyjaciółki, nie przerywa sobie roboty szydełkiem.
— Zdaje się, rzekła do Oktawa, że pani de Villeparisis wniosła reklamację do pańskiego ojca... (i usłyszałem poza tem zdaniem nuty szczególnie właściwe Albertynie; za każdym razem kiedym stwierdzał że ich zapomniałem, przypominałem sobie równocześnie, żem już widział za niemi rezolutną i francuską minkę Albertyny. Mógłbym oślepnąć, a poznać niektóre z jej energicznych i nieco prowincjonalnych cech w owych nutach, równie dobrze jak w zakończeniu jej noska. Obie te rzeczy były równowartościowe i mogły się zastąpić wzajem; a głos jej był jak ten, który ziści się — powiadają — w fototelefonie przyszłości: dźwiękiem kreślił wyraźnie wzrokowy obraz). — Nie tylko napisała do pańskiego ojca, ale równocześnie do mera Balbec, żeby nie było już wolno grać w diabolo na didze; dostała krążkiem w głowę.
— Tak, słyszałem już o tej skardze. To śmieszne. Nie mamy tu zbyt wiele rozrywek.
Anna nie mieszała się do rozmowy; nie znała tak samo zresztą jak Albertyna i Oktaw, pani de Villeparisis.
— Nie wiem, czemu ta dama narobiła takich hi-

248