Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/279

Ta strona została skorygowana.

dział Albertynę, władało w mojej duszy, tworząc atmosferę, wygląd ludzkich istot jak wygląd mórz, zależnie od owych ledwie widzialnych chmur, zmieniających kolor każdej rzeczy, przez swoje zagęszczenie, ruchliwość, rozmieszczenie, chyżość, — niby owa chmura, którą Elstir rozdarł pewnego wieczora, nie przedstawiwszy mnie na drodze dziewczętom których oddalające obrazy wydały mi się nagle piękniejsze. W kilka dni później, kiedy je poznałem, ta chmura znów się skupiła, przesłaniając ich blask, stojąc często między niemi a mojemi oczami, nieprzeźroczysta i łagodna, podobna Leukothei Wirgiljusza.
Bez wątpienia, twarze tych wszystkich dziewcząt zmieniły dla mnie znaczenie od czasu jak właściwy sposób odczytywania ich odsłonił mi się poniekąd z rozmowy. Słowom ich mogłem przypisywać wartość tem większą, ile że swemi pytaniami wywoływałem je dowoli, zmieniałem je jak badacz sprawdzający zapomocą kontrpróby swoje domysły. I ostatecznie to jest nie gorszy od innych sposób rozwiązania zagadki istnienia; zbliżać się do rzeczy i osób, które nam się wydały zdaleka piękne i tajemnicze, na tyle aby sobie zdać sprawę z ich braku tajemnicy i piękności. To jedna z metod hygieny, między któremi można wybierać; hygiena ta nie jest może zbyt godna zalecenia, ale daje pewien spokój, pozwalający nam żyć, a także — skoro pozwawala niczego nie żałować, przekonywując nas, żeśmy

275