Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/286

Ta strona została skorygowana.

— Toby zrobiło taką przyjemność Maurycemu.
I kiedy w hallu spotkałem wszystkich troje, bogaty młodzieniec cofnął się na drugi plan, gdy pan de Vaudémont mnie zagadnął:
— Nie zrobi nam pan tej przyjemności, aby zjeść z nami obiad?
W sumie, bardzo mało skorzystałem z Balbec, co jedynie pomnażało moją ochotę wrócenia tam. Zdawało mi się, żem bawił za krótko. Inny był pogląd moich przyjaciół, którzy pytali mnie w listach, czy zamierzam tu siedzieć wiecznie. I widząc że oni muszą wypisywać na kopercie nazwę Balbec, gdy równocześnie moje okno, zamiast otwierać się na pole lub na ulicę, wychodzi na niwę morza; słysząc w nocy jego szum, któremu przed zaśnięciem powierzałem, niby łódź, mój sen, miałem złudzenie, że to współżycie z falami musi materjalnie, bez mojej wiedzy, utrwalić we mnie poczucie ich uroku, nakształt lekcyj, których uczymy się śpiąc.
Dyrektor ofiarowywał mi na przyszły rok najlepszy apartament, ale byłem teraz przywiązany do mojego pokoju. Wchodząc, nie czułem już zapachu „bagna”, a myśl moja, dociągająca się niegdyś tak trudno do jego wymiarów, zdjęła je wkońcu tak dokładnie, że trzeba mi było poddać ją odwrotnej kuracji, kiedy wypadło mi spać w Paryżu, jak dawniej, pod niskim sufitem.
Trzeba było w istocie opuścić Balbec; zimno i wilgoć stały się zbyt przejmujące, abym mógł zo-

282