Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/55

Ta strona została skorygowana.

re, gdyby się stosowało do tych dziewcząt, stosowałoby się do wszystkich — nie zaś do skaz samego przedmiotu. Bo to był przedmiot, który byłbym wybrał między wszystkiemi, zdając sobie dobrze sprawę, z satysfakcją botanika, że niepodobnaby znaleźć zebranych razem gatunków rzadszych niż te młode kwiaty, przerywające w tej chwili przedemną linię fal swoim lekkim żywopłotem, podobnym do gaiku pensylwańskich róż, strojących ogród na skale, między któremi mieści się cała przestrzeń oceanu przebywana przez jakiś parowiec, tak wolno ślizgający się po poziomej i błękitnej kresce idącej od jednej łodygi do drugiej, że leniwy motyl zapóźniony w głębi kielicha który kadłub statku minął oddawna, może — aby wzlecieć z tą pewnością że przybędzie wcześniej — czekać, by tylko jedna cząsteczka lazuru dzieliła jeszcze dziób statku od najbliższego kwiatu, ku któremu okręt płynie.
Wróciłem, bo miałem jechać do Rivebelle na obiad z Robertem, babka zaś żądała, abym się w taki dzień zawsze wyciągnął wprzódy przez godzinę na łóżku, którą to siestę miejscowy lekarz zalecił mi niebawem rozszerzyć i na inne wieczory.
Zresztą, aby wrócić do hotelu, nie było nawet trzeba skręcać z digi i wchodzić przez hall, to znaczy od tyłu. Czas przesunął się, podobny owym sobotom w Combray, kiedy śniadanie było o godzinę wcześniej. Teraz, w pełni lata, dni zrobiły się tak długie, że słońce było jeszcze wysoko na niebie, niby

51