Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/73

Ta strona została skorygowana.

liwością. Niebawem, widowisko zorganizowało się, przynajmniej w moich oczach, szlachetniej i spokojniej. Cały ten zawrotny ruch ustalał się w spokojnej harmonji. Okrągłe stoliki, których niezliczona mnogość napełniała restaurację, zdawały mi się niby planety, takie jak je przedstawiają dawne alegoryczne obrazy. Zresztą, nieodparta siła przyciągania działała między temi gwiazdami; przy każdym stole goście wypatrywali oczy na obce stoły, wyjąwszy jakiegoś bogatego amfitrjona, który, zdoławszy ściągnąć sławnego pisarza, silił się dobywać z niego, niby mocą wirującego stolika, błahe odezwania się, pogrążające damy w zachwycie. Harmonja tych astralnych stołów nie przeszkadzała nieustannemu krążeniu niezliczonych służebników, poruszających się w wyższej sferze, ile że zamiast — jak goście — siedzieć, wciąż byli na nogach. Z pewnością jeden biegł po zakąski, nalewał wino, przynosił szklanki. Ale mimo tych poszczególnych racyj, ich ustawiczny ruch między okrągłemi stolikami wyłaniał w końcu prawo swego zawrotnego i regularnego krążenia. Siedząc za żardinierą kwiatów, dwie potworne kasjerki, pochłonięte bez końca rachunkami, były niby dwie wróżki, silące się zapomocą astrologicznych obliczeń przewidzieć zaburzenia, jakie mogły się czasem zdarzyć na tem niebieskiem sklepieniu, poczętem w duchu średniowiecznej wiedzy.
I żałowałem potrosze wszystkich gości, bo czułem, że dla nich okrągłe stoliki nie są planetami i że nie

69