Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/99

Ta strona została skorygowana.

zamknięcie się chorego, mnicha, artysty, bohatera, — nie zawsze jest całkowite z początku, kiedy je postanawiamy w naszej dawnej duszy i zanim ono samo oddziała znowuż na nas. Ale jeżeli Elstir pragnął tworzyć pod kątem kilku osób, tworząc żył dla siebie samego, zdala od społeczeństwa któremu stał się obojętny; nawyk samotności wszczepił mu upodobanie w niej, jak się dzieje z każdą wielką rzeczą, której baliśmy się zrazu, wiedząc że jest nie do pogodzenia z mniejszemi, do których byliśmy przywiązani i których ona nietyle nas pozbawia ile nas od nich odstręcza. Nim tę samotność poznamy, całą naszą troską jest wiedzieć, w jakiej mierze zdołamy ją pogodzić z pewnemi przyjemnościami, które przestają być przyjemnościami, z chwilą gdyśmy ją poznali.
Elstir nie długo rozmawiał z nami. Obiecywałem sobie zajść do jego pracowni w ciągu najbliższych dni, ale nazajutrz po tym wieczorze, kiedym towarzyszył babce na sam koniec promenady w stronę urwisk Canapville, w powrotnej drodze, na rogu jednej z uliczek wychodzących prostopadle na plażę, minęliśmy się z młodą panienką, która z głową spuszczoną niby zwierzę przemocą zaganiane do obory, trzymając cluby do golfa, szła przed swoją władzą, prawdopodobnie swoją „angielką“ lub angielką jednej z przyjaciółek, podobną do portretu Jeffries Hogartha, z cerą tak czerwoną jakby jej ulubionym napojem był raczej gin niż herbata, i z

95