Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/103

Ta strona została skorygowana.

ści twarzy Franciszki, kiedy mi pomagała stroić się na moje ranne wyprawy. Z chwilą gdym wołał o rzeczy, czułem przeciwny wiatr, wznoszący się w ściągniętych i pooranych rysach jej twarzy. Nie próbowałem nawet pozyskać zaufania Franciszki; czułem żeby mi się to nie udało. W błyskawicznem odgadywaniu wszystkiego co rodzicom i mnie mogło się zdarzyć nieprzyjemnego, miała ona zmysł, którego natura pozostała mi zawsze tajemnicza. Może nie był ów zmysł czemś nadprzyrodzonem, może dałoby się go wytłumaczyć swoistemi sposobami informacji; w ten sposób dzikie plemiona dowiadują się pewnych nowin o kilka dni wcześniej nim je poczta przyniesie kolonji europejskiej, a doszły ich w istocie nie przez telepatję, ale przy pomocy zapalanych z pagórka na pagórek ogni. I tak, co się tyczyło moich spacerów, służba księżnej de Guermantes słyszała, jak jej pani skarżyła się, że mnie wciąż znajduje na swojej drodze; z kolei służba księżnej powtórzyła to Franciszce. Co prawda, choćby rodzice dali mi do usługi inną osobę, nicbym na tem nie zyskał. W pewnym sensie, Franciszka mniej była służącą od innych. W swoim sposobie odczuwania, w swojej dobroci i miłosierdziu, w swojej nieczułości i dumie, subtelności i ograniczeniu, ze swoją białą skórą i czerwonemi rękami, była dziewczyną

97