były na podobieństwo trzech różnych estetów, z których żadnego nie znał, ale których sposoby mówienia przejął pośrednio. — Zresztą — zakonkludował Robert — ten hotel dość dobrze zaadaptowany jest do twojej hiperestezji słuchowej. Nie będziesz miał sąsiadów. Uznaję, że to jest nikła korzyść, że zaś, ostatecznie, nowy gość może tam przybyć jutro, toby nie była racja darzenia tego hotelu świadomym wyborem. Nie, raczej ci go zalecam dla jego stylu. Pokoje są dość sympatyczne, meble stare i wygodne, ma coś co daje poczucie bezpieczeństwa.
Ale dla mnie, mniej estety od Roberta, przyjemność jaką może dać stylowy pałacyk była powierzchowna, prawie żadna, i nie mogła ukoić owładającego mną niepokoju, równie uciążliwego jak ów, który mnie nawiedzał niegdyś w Combray, kiedy mama nie przyszła mi powiedzieć dobranoc, lub któregom doznawał w dniu przybycia do Balbec w nazbyt wysokim pokoju, woniejącym „bagnem”. Saint-Loup zrozumiał to z mego martwego spojrzenia.
— Ale ty sobie gwiżdżesz, moje kochanie, na ładny pałacyk; jesteś cały blady, a ja mówię ci jak bydlę o obiciach, na które nawet nie będziesz miał serca spojrzeć. Znam pokój, w którym by cię pomieszczono; osobiście wydaje mi się bardzo wesoły,
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/117
Ta strona została skorygowana.
111