Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/122

Ta strona została skorygowana.

kominka i niby zwierzę leżące w żarliwem, milczącem i wiernem oczekiwaniu, jedynie od czasu do czasu upuszczał rozsypującą się głownię, lub lizał płomieniem ścianę.
Słyszałem tykanie zegarka, który musiał leżeć gdzieś nie daleko. Tykanie to zmieniało co chwila miejsce, bo zegarka nie widziałem; rozlegało się za mną, z przodu, z prawej, z lewej, chwilami jakby ginąc w oddali. Naraz ujrzałem zegarek na stole. Odtąd, słyszałem tykanie w stałym punkcie, z którego się już nie ruszyło. Przynajmniej zdawało mi się że je tam właśnie słyszę; nie słyszałem go tam, ale widziałem, dźwięki nie mają miejsca. Przynajmniej łączymy je z ruchami, przez co mają dla nas tę korzyść, że nas uprzedzają o ruchach, czynią je niejako czemś naturalnem i koniecznem. Z pewnością zdarza się niekiedy, że chory, któremu hermetycznie zamknięto uszy, nie słyszy już odgłosu ognia podobnego temu, który trzeszczał w tej chwili na kominku Roberta, wytrwale fabrykując głownie i popiół i upuszczając je następnie do koszyka; i tak samo nie słyszy tramwajów, których muzyka zrywała się w regularnych odstępach na rynku w Doncières. Jeżeli wówczas taki chory czyta, stronice będą się obracały w ciszy, jakby je obracał palec jakiego boga. Głuchy łoskot przy-

116