bodaj zauważono. Tak samo robiła, kiedym z nią chciał mówić o nowym domu. Zresztą, zmuszona trzeciego dnia iść po jakieś rzeczy zapomniane na dawnem mieszkaniu, gdy ja, w następstwie przeprowadzki, miałem jeszcze „parę kresek” i, podobny wężowi boa po pożarciu wołu, czułem się przykro wzdęty długim kredensem, który mój wzrok musiał „strawić”, Franciszka, z kobiecą niewiernością, oświadczyła za powrotem, iż myślała że się udusi na naszym dawnym bulwarze; że idąc tam, czuła się całkiem „jak zbłąkana”; że nigdy nie widziała tak niewygodnych schodów; że nie wróciłaby tam mieszkać „ani za cysarstwo” i choćby jej — dowolna hipoteza — dawano miljony; że wszystko (to znaczy w zakresie kuchni i korytarzy) jest o wiele lepiej urządzone w naszym nowym domu.
Ale czas powiedzieć, że ten lokal mieścił się w skrzydle pałacu Guermantes — a przenieśliśmy się tam, ponieważ babka, mając się niezbyt dobrze, potrzebowała więcej powietrza. Ale tegośmy babce nie mówili.
W pewnym wieku, Nazwy — nastręczając nam obraz Niepoznawalnego, któryśmy w nich pomieścili, podczas gdy równocześnie oznaczają dla nas i realne miejsce — zmuszają nas tem samem do zidentyfikowania z sobą obu tych pojęć; tak iż śpieszymy
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/13
Ta strona została skorygowana.
7