Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

moich sennych marzeń owej pierwszej nocy wyłaniały się z pamięci zupełnie odmiennej od tej z której zwykle czerpał mój sen. Gdybym nawet śpiąc, skłonny był pożeglować w stronę mej zwykłej pamięci, łóżko do któregom nie był przyzwyczajony, łagodna baczność towarzysząca nieodzownie moim ruchom kiedym się obracał, wystarczały aby naprostować lub podtrzymać nowy wątek moich snów.
Ze snem jest tak, jak z percepcją świata zewnętrznego. Wystarczy lada zmiany w naszych przyzwyczajeniach, aby go uczynić poetycznym; wystarczy abyśmy, rozbierając się, zasnęli niechcący na łóżku, aby się proporcje snu zmieniły, dając nam odczuć jego piękno. Budzimy się, widzimy na zegarku czwartą, to dopiero czwarta rano; ale nam się zdaje że już spłynął cały dzień, tak bardzo ten kilkuminutowy sen, któregośmy nie szukali, wydaje się nam, mocą jakiegoś boskiego prawa, zesłany z nieba, olbrzymi i pełny niby złote jabłko cesarza.
Rano, kiedym się frasował, że dziadek dawno jest gotów i że czekają na mnie aby się wybrać w stronę Méséglise, obudziła mnie fanfara pułku, który codzień przejeżdżał pod memi oknami. Ale parę razy — i mówię to tutaj, bo niepodobna dobrze oddać czyjegoś życia jeżeli się go nie skąpie w śnie

133