Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/172

Ta strona została skorygowana.

mawiał ze mną bardzo długo; słyszałem później, jak półgłosem wyrażał Robertowi przyjemność jaką w tem znalazł. W istocie, przegadaliśmy prawie cały wieczór przy stojących przed nami i zapomnianych kieliszkach soternu, odcięci od innych, chronieni od nich przez wspaniałe zasłony jednej z owych wzajemnych męskich sympatyj, które, kiedy nie mają źródła w pociągu fizycznym, są jedynym rodzajem sympatji zupełnie tajemniczej. Tak samo zagadkowe wydawało mi się w Balbec uczucie, jakie żywił dla mnie Saint-Loup, nie pokrywające się z przyjemnością naszych rozmów, oderwane od wszelkich węzłów materjalnych, niewidzialne, niedotykalne, którego obecność jednak odczuwał w sobie samym niby rodzaj fluidu, gazu, na tyle aby o niem mówić z uśmiechem. A może było coś jeszcze bardziej zdumiewającego w tej sympatji, zrodzonej tutaj w ciągu jednego wieczoru, niby kwiat rozwity w ciągu kilku minut w upale tego pokoiku.
Nie mogłem się powstrzymać, aby nie spytać Roberta, kiedy wspomniał o Balbec, czy to jest naprawdę postanowione, że on się żeni z panną d’Ambresac. Odpowiedział, że nietylko nie jest postanowione, ale nigdy nie było nawet o tem mowy, nie widział tej panny na oczy, nie wie kto to jest. Gdybym spotkał w tej chwili kogoś z tych co mi mó-

166