z drugiej rwała mnie potrzeba ujrzenia znów księżnej. I, pozbawiony stałej równowagi, czułem się bliżej to jednego to drugiego. Pewnego dnia, powiedziałem sobie: „Będzie może list dziś wieczór”; i przyszedłszy na obiad, miałem odwagę spytać Roberta:
— Czy nie masz przypadkiem wiadomości z Paryża?
— Owszem, odpowiedział posępnie: fatalne.
Odetchnąłem, że to tylko on ma zgryzotę i że wiadomości są od jego kochanki. Ale spostrzegłem rychło, iż jednem z ich następstw będzie to, że przez długi czas Robert nie będzie mógł mnie wprowadzić do pani de Guermantes.
Dowiedziałem się, że wybuchła sprzeczka między nim a jego kochanką, czy to listownie, czy może ona przyjechała któregoś dnia zobaczyć się z nim od pociągu do pociągu. A sprzeczki, nawet mniej poważne, jakie miewali z sobą dotąd, zdawały się zawsze czemś nie do naprawienia. Bo ona wpadała we wściekłość, tupała, płakała z niezrozumiałych przyczyn, jak dzieci, które zamykają się w ciemnej komórce, nie przychodzą na obiad, odmawiając wszelkich wyjaśnień, szlochając jedynie tem gwałtowniej, kiedy, wyczerpawszy argumenty, przechodzi się do klapsów. Saint-Loup cierpiał straszliwie
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/201
Ta strona została skorygowana.
195