Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/206

Ta strona została skorygowana.

nie dać wejść, robiąc minę zgorszoną taką niedyskrecją: Robert mówił, że nigdy nie zdoła zapomnieć tej miny.
— Idjotyczny sen — powiadał jeszcze zdyszany.
Ale widziałem, że w ciągu najbliższej godziny, kilka razy omal już nie telefonował do kochanki z propozycją pojednania. Ojciec mój miał od niedawna telefon, ale nie wiem czyby się to na wiele zdało Robertowi. Zresztą nie wydawało mi się właściwe, aby rodzice — lub choćby aparat znajdujący się w ich domu — mieli grać rolę pośrednika między Robertem a jego kochanką, choćby najbardziej dystyngowaną i szlachetną. Koszmar snu zatarł się stopniowo w jego umyśle. Z nieprzytomnym i upartym wzrokiem odwiedzał mnie przez wszystkie te okrutne dni, których kolejność wykreśliła mi niby wspaniały łuk jakiejś wykutej w twardym materjale poręczy, przy której Robert zadawał sobie pytanie, co za decyzję poweźmie jego przyjaciółka.
Wkońcu zapytała go, czy zechce jej przebaczyć. Skoro tylko zrozumiał że nie grozi już zerwanie, ujrzał wszystkie ujemne strony ponownego zbliżenia. Zresztą cierpiał już mniej, niemal pogodził się już z bólem, którego rany trzebaby może za kilka miesięcy odnowić, o ileby się stosunek nawiązał na nowo. Saint-Loup nie wahał się długo. I może wahał

200