wiedzieć, nie pożałowała kuropatwy ani bażanta ani nic; mogłeś tam przyjść na obiad w pięciu, w sześciu, mięsa tam pewnie nie zbrakło, i to najlepszej sorty, i wino białe i czerwone, wszystko co tylko trzeba. (Franciszka używała słowa żałować w tym samym sensie, w jakim go używa La Bruyère). Wszystko było zawsze z jej substancji, nawet kiedy rodzina siedziała tam miesiące i lata. (Ta uwaga nie miała nic ubliżającego dla nas, bo język Franciszki był z czasu, kiedy słowo substancja nie było zacieśnione do stylu sądowego). Och, ręczę ci, że tam się nie cierpiało głodu. Nieraz nam ksiądz proboszcz klarował, że jeżeli była kobieta mogąca liczyć na to że pójdzie prosto do nieba, to z pewnością pani Leonja. Biedna pani, słyszę jeszcze, jak mi powiada swoim chudym głosikiem: „Franciszko, ty wiesz że ja nie jem, ale chcę żeby wszyscy mieli tak dobrze, co gdybym jadła”. Rozumie się, że to nie było dla niej. Gdybyście ją widzieli, ważyła nie więcej niż koszyk wiśni, nie było co wziąć w rękę. Nie chciała mi wierzyć, nigdy nie chciała iść do doktora. Haha! tam z pewnością nie zjadłoby się nic na patatajkę. Chciała, żeby służba była tam dobrze karmiona. Tutaj, choćby w to dzisiejsze połednie, nie ma człowiek ani czasu przełknąć. Wszystko się robi na łapcap.
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/40
Ta strona została skorygowana.
34