niedokończona linja tej postaci była jakby punktem wyjścia, bezzawodną przynętą niewidzialnych linji, które oko przedłużało mimowoli, cudownych linji zrodzonych dokoła kobiety niby rzucone na ciemności widmo idealnego kształtu.
— To księżna Marja de Guermantes, rzekła do towarzyszącego jej pana moja sąsiadka, akcentując przesadnie słowo księżna, dla zaznaczenia że ten tytuł wydaje się jej śmieszny. Nie żałowała sobie pereł. Zdaje mi się, że gdybym miała ich tyle, nie robiłabym takiej wystawy; nie uważam, aby to było w dobrym guście.
A jednak poznając księżnę Marję, wszyscy ci co starali się dojrzeć kto jest na sali, uczuli, że się w ich sercu wznosi prawy tron piękności. W istocie, co się tyczyło księżnej de Luxembourg, pani de Morienval, pani de Saint-Euverte i tylu innych, szczegółem pozwalającym zidentyfikować ich twarz było spotkanie się dużego czerwonego nosa z zajęczą wargą, lub dwóch pomarszczonych policzków z małym wąsikiem. Te rysy wystarczały zresztą aby czarować, ponieważ mając jedynie konwencjonalną wymowę alfabetu, pozwalały odczytać sławne i imponujące nazwisko; ale w końcu rodziły myśl, że brzydota jest czemś arystokratycznem i że zbyteczne jest, aby twarz wielkiej damy — o ile jest dystyngowana —
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/66
Ta strona została skorygowana.
60