Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/74

Ta strona została skorygowana.

dzie swoim gestom tragicznego dostojeństwa lub błagalnej słodyczy. Akcenty ich nakazywały temu głosowi: „Bądź słodki, śpiewaj jak słowik, pieść”, lub przeciwnie: „Bądź wściekły”; wówczas rzucały się na ten głos, starając się porwać go swoją furją. Ale oporny głos pozostawał niewzruszenie ich naturalnym głosem, z jego materjalnemi brakami lub urokami, z jego codzienną pospolitością lub przesadą, i tworzył zespół akustycznych lub socjalnych przejawów, których nie zmieniło poczucie recytowanych wierszy.
Toż samo gest tych artystów powiadał ich rękom, ich płaszczowi: „Bądźcie majestatyczni”. Ale nieusłuchane członki pozwalały się — między ramieniem a łokciem — puszyć bicepsom, nie mającym pojęcia o roli; nadal wyrażały błahość potocznego życia, oraz wydobywały na światło, w miejsce rasynowych harmonij, węzły mięśniowe; draperja, którą podnosiły, opadała po linji pionowej, przyczem z prawami ciężkości walczyła jedynie martwa lekkość materji. W tej chwili, damulka siedząca koło mnie, wykrzyknęła:
— Ani jednego brawa! I jak ona się wysztafirowała! Ależ ona jest za stara, już nie może; w takich razach nie trzeba się upierać!
Wobec psykań publiczności, dwaj młodzi ludzie,

68