Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

cie ich gładkich powierzchni dostrzec owych odkryć, owych efektów, które nie przekraczały tych intencyj, tak głęboko były w nich zawarte. Głos Bermy, w którym nie istniała już żadna resztka bezczułej i opornej duchowi materji, nie pozwalał dostrzec dokoła niej tego nadmiaru łez, które widziało się spływające po marmurowym glosie Arycji i Ismeny, ponieważ nie mogły w ten głos wsiąknąć; jej głos był delikatnie spulchniony w swoich najdrobniejszych komórkach, niby instrument wielkiego skrzypka, u którego, kiedy się mówi że ma piękny ton, chwali się nie fizyczną właściwość, ale bogactwo duszy; i niby w antycznym krajobrazie, gdzie w miejsce nimfy która pierzchła znajduje się nieożywione źródło, rozpoznawalna i konkretna intencja zmieniła się tu w jakąś właściwość dźwięku, o czystości idealnie dostrojonej i zimnej. Ramiona Bermy, które sam wiersz — tą samą emisją, która wyrzucała głos z jej ust — podnosił na jej piersi niby liście poruszane spływaniem wody; poza jej, którą stworzyła sobie pomału i którą miała zmienić jeszcze, powstała z refleksyj o ileż głębszych niż te których ślad spostrzegało się w gestach jej koleżanek, ale z refleksyj, co straciwszy swój świadomy początek, stopione w jakiemś promieniowaniu dokoła osoby Fedry, wprawiały w drganie bogate i

71