Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/83

Ta strona została skorygowana.

jednako zmatowanych lub podciągniętych, a które mierna artystka byłaby wygrywała kolejno, jedno po drugiem. Bezwątpienia, każde z nich miało własny akcent i dykcja Bermy nie przeszkadzała czuć w nich wiersza. Czyż to nie jest już pierwszy element uporządkowanej złożoności, to znaczy piękna, kiedy, słysząc rym — to znaczy coś, co jest zarazem jednakie i inne niż rym poprzedzający, umotywowany tamtym, ale wnoszący weń rozmaitość nowego pojęcia, — czujemy dwa wznoszące się na sobie systemy, jeden myślowy, drugi metryczny? Ale Berma wprowadzała słowa, nawet wiersze, nawet „tyrady” w obszerniejsze od nich zespoły; cudowne było widzieć, jak na ich granicy muszą się zatrzymać, przerwać sobie; tak poeta znajduje przyjemność w tem, aby zawiesić na chwilę przed rymem słowo mające wzlecieć, a muzyk aby splatać rozmaite słowa tekstu we wspólnym rytmie, który je gwałci i porywa. Tak, w djalog nowoczesnego autora czy w wiersze Racine’a, Berma umiała wprowadzić owe szerokie obrazy bólu, dostojeństwa, namiętności, będące jej własnem arcydziełem, i w których poznawało się ją, tak jak poznaje się malarza w portretach malowanych z rozmaitych modelów.
Nie byłbym już pragnął, jak niegdyś, unieruchomić póz Bermy, pięknego kolorystycznego e-

77