lity, cierpliwy zaś i kosztowny wysiłek w tem aby naśladować toalety i szyk księżnej Oriany, czyni panią de Cambremer podobną do jakiejś prowincjonalnej pensjonarki, osadzonej jak na drucie, prostej, suchej i kanciastej, z karawaniarskim pioropuszem tkwiącym pionowo we włosach. Może jej miejsce nie było w tej sali, gdzie loże, wypełnione najświetniejszemi kobietami sezonu (nawet loże najwyższych pięter, które z dołu wydawały się niby wielkie kosze obsadzone ludzkiemi kwiatami i przywiązane do sufitu czerwonemi aksamitnemi wstęgami), tworzyły ulotną panoramę, którą miały niebawem zmienić śmierć, skandale, choroby i zwady, ale która w tej chwili była stężała uwagą, upałem, zawrotem głowy, kurzem, elegancją i nudą, w tej wiekuistej i tragicznej chwili nieświadomego oczekiwania i spokojnego odrętwienia, później, wstecz, robiącego wrażenie takie jakby poprzedzało wybuch bomby lub pierwszy błysk pożaru.
Racją, dla której pani de Cambremer znajdowała się tutaj, było to, że księżna Parmy, wolna od snobizmu jak większość prawdziwych „Wysokości”, w zamian zaś pożerana dumą i żądzą dobroczynności (żądza ta dorównywała u niej namiętności do tego co uważała za Sztukę), ustąpiła kilku lóż osobom takim jak pani de Cambremer, osobom nie
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/88
Ta strona została skorygowana.
82