Wybierając się do Paryża, Saint-Loup obiecał zaprowadzić mnie do pani de Villeparisis, gdzie, mimo iż nie zdradzając tego, miałem nadzieję spotkać panią de Guermantes. Zaprosił mnie na śniadanie ze swoją kochanką, którą odprowadzilibyśmy później do teatru na próbę. Mieliśmy się wybrać po nią rano w okolicę Paryża, gdzie mieszkała.
Prosiłem Roberta, żeby zjeść śniadanie w restauracji (w życiu złotej młodzieży puszczającej pieniądze restauracja gra rolę równie ważną jak skrzynie z tkaninami w arabskich powieściach), gdzie Aimé, jak mi to oznajmił, miał pełnić obowiązki „metrdotela” w oczekiwaniu sezonu w Balbec. Dla mnie, co marzyłem o tylu podróżach a robiłem ich tak mało, wielki urok miało spotkanie człowieka, który stanowił cząstkę już nietylko moich wspomnień z Balbec, ale samego Balbec, który jeździł tam co rok, który, kiedy niedomaganie lub wykłady zatrzymywały mnie w Paryżu, oglądał mimo to, w ciągu długich schyłków lipcowych popołudni, zanim goście zaczną się schodzić na obiad, zachodzące i tonące w morzu słońce; patrzył na nie przez szklane tafle
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/11
Ta strona została skorygowana.
5