Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/111

Ta strona została przepisana.

niezupełnie to, bo cały jej rozmiar skupił się na brzuchu: to raczej żaba w błogosławionym stanie.
— Paradny obraz! rzekła pani de Villeparisis, w gruncie rzeczy dość dumna wobec swoich gości z dowcipu siostrzenicy.
— Zwłaszcza arbitralny — odparła pani de Guermantes, biorąc ironicznie w cudzysłów ten wyszukany epitet, tak jakby to uczynił Swann — bo przyznaję, że nigdy nie widziałam żaby w połogu. W żadnym razie, ta żaba — która zresztą nie żąda króla, bo nigdy nie widziałam jej tak rozbrykanej, jak od śmierci jej małżonka — ma być u nas na obiedzie któregoś dnia w przyszłym tygodniu. Powiedziałam jej, że uprzedzę ciocię na wszelki wypadek.
Pani de Villeparisis wydała niewyraźny pomruk.
— Wiem, że przedwczoraj była na obiedzie u pani de Mecklemburg, dodała. Był tam Hannibal de Bréauté. Przyszedł mi to opowiedzieć i muszę przyznać, wcale dowcipnie.
— Był na tym obiedzie ktoś znacznie dowcipniejszy od naszego Babala, rzekła pani de Guermantes, która, choć była bardzo blisko z panem de Bréauté-Consalvi, chciała to okazać, nazywając go tem zdrobnieniem. Mianowicie pan Bergotte.
Nie myślałem, że Bergotte’a można było uważać

105