mie następne pokolenie, zamiast się trzymać wiekuiście dawnej.
Hrabia d’Argencourt, poseł belgijski i powinowaty pani de Villeparisis, wszedł kulejąc, a tuż za nim dwaj młodzi ludzie, baron de Guermantes i Jego Wysokość książę de Châtellerault, do którego pani de Guermantes rzekła: „Jak się masz, mały”; powiedziała to niedbale i nie ruszając się z pufa, była bowiem w wielkiej przyjaźni z matką młodego księcia, który z tej przyczyny miał dla niej od dziecka wiele szacunku. Wysocy, szczupli, ze złotą cerą i złotemi włosami, typowi Guermantes, ci dwaj młodzi ludzie robili wrażenie jakby zagęszczenia wiosennego i wieczornego światła, zalewającego salon. Modnym wówczas zwyczajem postawili cylindry przy sobie na ziemi. Historyk Frondy myślał, że oni są zakłopotani, niby chłop gdy wchodzi do urzędu i nie wie co począć z kapeluszem. Pragnąc przyjść miłosiernie z pomocą ich domniemanemu nieobyciu, rzekł:
— Nie, nie, niech panowie nie stawiają kapeluszy na ziemi, zniszczą się.
Spojrzenie barona de Guermantes, nachylając skośnie płaszczyznę jego źrenic, zabarwiło je nagle zimnym i ostrym błękitem, który zmroził życzliwego historyka.
Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/114
Ta strona została przepisana.
108