Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/120

Ta strona została przepisana.

Ale ów myślał, że te słowa odnoszą się do niego i aby pokryć bezczelnością zażenowanie, rzekł:
— Nic się wielkiego nie stało, nie oblałem się.
Pani de Villeparisis zadzwoniła, przyszedł lokaj aby wytrzeć dywan i zebrać kawałki szkła. Margrabina zaprosiła dwóch młodych ludzi na swój „poranek”, toż samo panią de Guermantes, do której rzekła:
— Pamiętaj powiedzieć Gizeli i Bercie (księżnej d’Auberjon i księżnej de Portefin), żeby przyszły trochę wcześniej pomóc mi (tak jak poleciłaby „dochodzącym”, żeby przyszli wcześniej przyrządzić kompotjerki). Margrabina nie znajdowała dla swoich wysoko urodzonych krewnych, tak samo jak dla pana de Norpois, żadnej z owych uprzejmości, jakiemi darzyła historyka, profesora Cottard, Blacha, mnie; możnaby myśleć, iż jedyną wartością tamtych jest to, że może ich rzucić na łup naszej ciekawości. Bo wiedziała, że niema się co wysilać dla ludzi, dla których była nie mniej lub bardziej świetną kobietą, ale jedynie drażliwą siostrą, oszczędzaną przez ich ojca lub wuja. Na nic by się jej nie zdało olśniewać tych ludzi, którzy znali na wylot silne i słabe strony jej sytuacji, umieli na pamięć jej historję i szanowali dostojną krew, z której się wiodła. Byli dla niej jedynie martwym szcząt-

114