Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/132

Ta strona została przepisana.

chce; znał doskonale Bismarcka, Cavoura. Prawda, panie ambasadorze, rzekła z siłą, że pan dobrze znał Bismarcka?
— Czy pan ma coś na warsztacie? spytał pan de Norpois porozumiewawczo, ściskając mi serdecznie rękę. Skorzystałem z tego, aby go uprzejmie uwolnić od kapelusza, który ex-ambasador uważał za potrzebne przynieść z sobą na znak ceremonji, bo spostrzegłem w tej chwili, że wziął przypadkowo mój. — Pokazał mi pan kiedyś fragmencik nieco przesubtylizowany, w którym pan rozcinał każdy włos na czworo. Wyraziłem panu szczerze moje zdanie, że tego rodzaju wrażenia nie były warte trudu utrwalenia ich na papierze. Czy przygotowuje nam pan coś obecnie? Był pan bardzo opętany Bergsonem, przypominam sobie.
— Och! niech pan nie mówi źle o Bergsonie, wykrzyknęła księżna.
— Ja nie odmawiam mu talentu malarza, niktby się nie ośmielił, księżno. Umie władać rylcem lub akwafortą, o ile nie umie nakreślić, jak pan Cherbuliez, wielkiej kompozycji. Ale zdaje mi się, że nasza epoka dopuszcza się pomięszania rodzajów i że zadaniem powieściopisarza jest raczej być narratorem i krzepić serca, niż dłubać winietki i ornamenty. Mam spotkać pańskiego ojca w niedzielę

126