Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/134

Ta strona została przepisana.

ma za grosz talentu, a przytem jest poprostu śmieszna.
— Ale jakim cudem księżna ją zna? spytał pan d’Argencourt.
— Jakto! nie wie pan, że u mnie był jej pierwszy występ, z czego zresztą nie mam powodu się pysznić, rzekła śmiejąc się pani de Guermantes, szczęśliwa mimo to — skoro mówiono o tej aktorce — że to ona miała pierwociny jej śmieszności. No, trzeba mi się zabierać, dodała, nie ruszając się z miejsca.
Ujrzała właśnie wchodzącego męża, a słowa te stanowiły aluzję do komicznego pozoru że składają we dwoje wizytę poślubną, nie zaś do trudnych nieraz stosunków istniejących między nią a tym olbrzymim starzejącym się chwatem, wciąż pędzącym kawalerskie życie. Wodząc po osobach siedzących dokoła herbacianego stołu uprzejme, sprytne i nieco olśnione blaskiem zachodzącego słońca spojrzenia swoich małych okrągłych źrenic, umieszczonych dokładnie w oku niby tarcze, które ten świetny strzelec umiał brać na cel i trafiać tak nieomylnie, książę posuwał się z zachwyconą i ostrożną powolnością, jakgdyby, onieśmielony tak świetnem zebraniem, bał się nadepnąć na suknie i zmącić rozmowę. Stały uśmiech leciutko wstawionego dobrego króla Yve-

128