Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/139

Ta strona została przepisana.

pochlebniejszego. „Powiem panu — zakończył — że w interesie was wszystkich, wolę dla pańskiego ojca tryumfalny wybór za dziesięć lub piętnaście lat”. Słowa te wydały mi się w danej chwili wyrazem zazdrości lub bodaj absolutnej nieużytości; później, w świetle wypadków, zyskały inny sens.
— Czy nie zamierza pan omówić w Instytucie cen chleba w czasie Frondy? spytał nieśmiało pana de Norpois historyk Frondy. Mógłby pan tem zyskać znaczny sukces (co miało znaczyć: kolosalną reklamę), dodał uśmiechając się do ambasadora tchórzliwie ale zarazem z czułością, która kazała mu podnieść powieki i odsłonić oczy wielkie jak niebo. Zdawało mi się, że już gdzieś widziałem ten wzrok, a przecież poznałem historyka dopiero dziś. Naraz, przypomniałem sobie: to samo spojrzenie widziałem w oczach brazylijskiego lekarza, zaręczającego iż leczy duszności takie jak moje zapomocą idjotycznych inhalacyj z jakichś ekstraktów roślinnych. Kiedy, chcąc aby się mną gorliwiej zajął, powiedziałem mu iż znam profesora Cottard, lekarz rzekł, jakby w interesie profesora: „Gdyby mu pan wspomniał o moim systemie, profesor znalazłby w nim materjał do sensacyjnego referatu w Akademji medycznej”. Nie śmiał nalegać, ale patrzył na mnie z tym samym nieśmiałym, interesownym

133