Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/157

Ta strona została przepisana.

którego nie mogą się obejść, a mianowicie niejaki Bloch”; i to samo zdanie słyszałem w ustach wielu innych młodych ludzi, którzy go nie znali i którzy zastępowali jedynie nazwisko „Bloch” swojem własnem; otóż tak samo miałem często słyszeć owo: „kiedy się ktoś nazywa”.
— Cóż chcecie, ciągnął książę, wobec ducha jaki tam panuje, to dość zrozumiale.
— To zwłaszcza komiczne — odparła księżna — zważywszy poglądy jego matki, która nas piłuje swoją Patrie française od rana do wieczora.
— Tak, ale tu jest nietylko jego matka, nie trzeba nam zawracać głowy matką. Jest tam dziewucha, lafirynda najgorszego rodzaju, która ma na niego więcej wpływu i która właśnie jest rodaczką imć Dreyfusa. Ona zaraziła Roberta swoim duchem.
— Nie wie może książę, że istnieje nowe słowo na wyrażenie tego rodzaju ducha, rzekł archiwista, będący sekretarzem komitetów antyrewizjonistycznych. Mówi się „mentalność”. To znaczy ściśle to samo, ale przynajmniej nikt nie wie, co to ma znaczyć. To jest szczyt finezji; jak się to mówi „ostatni krzyk”.
Równocześnie, archiwista, usłyszawszy nazwisko Blocha, z niepokojem obserwował jego rozmowę z panem de Norpois, co znów obudziło niepokój

151